Rozmowy niefiltrowane

Zaczynając od straganu

Poniedziałek, 11 lutego 2019 HURT & DETAL Nr 02/156. Luty 2019
To był rok 1995. Nie miałem żadnego doświadczenia w handlu. Co prawda moja mama pracowała wcześniej w sklepie dokładnie w tym miejscu, w którym znajduje się teraz mój punkt, ale ja sam nie miałem z nim nic wspólnego. Zacząłem tak naprawdę od handlu obwoźnego. Miałem do dyspozycji odpowiedni samochód, więc wraz ze szwagrem postanowiliśmy kupić towar i pojechać na jarmark. Potem był drugi, trzeci i kolejny. W ten sposób sprzedaż na straganie stała się naszym sposobem na życie. W tamtym czasie każdy, kto chciał otworzyć sklep zaczynał od sprzedaży na takim małym ryneczku w okolicy. Właściwie po spędzeniu tam jednego sezonu zdecydowaliśmy się o przeniesieniu interesu do lokalu. Z obecnej perspektywy początek był dość zabawny, ponieważ nie mając pojęcia o tym, ile towaru należy zamówić do sklepu, wszystko robiliśmy „na oko”. To poskutkowało tym, że zanim oficjalnie go otworzyliśmy, wyprzedaliśmy wszystkie czekolady. Jak to się stało? Mieszkańcy nas znali i widzieli, że niedługo otwieramy, więc w trakcie towarowania półek zaglądali do nas prosząc, byśmy zrobili wyjątek i sprzedali im słodycze. Sklep oczywiście otworzyliśmy zgodnie z planem, ale bez ani jednej czekolady. Na tym jednak polegają początki, że zaczynając nikt nie wie czego akurat powinien sprowadzić więcej i co klientom najbardziej przypadnie do gustu.
Zbigniew Dylewicz
Właściciel sklepu w Stoczku Łukowskim


tagi: rozmowy niefiltrowane , sprzedaż , handel ,